Ta płyta jeszcze silniej niż album Alameda Duo nasycona jest syntezatorami i nagraniami terenowymi. Wiele z nich jest rejestracją ludzkiego głosu.
Tu również autorzy – Kuba Ziołek i wybitny klarnecista Wacław Zimpel – umieścili rodzaj piosenki. „Wrens” najlepiej pokazuje ambicje duetu. Zaczyna się od pętli etnograficznego nagrania, później wchodzi cierpliwa akustyczna gitara, Ziołek śpiewa o ptakach i drzewach, ale jego głos, wspierany przez Jaśminę Polak, grzęźnie w elektronice. Zimpel gra na organach Hammonda, a wreszcie zupełnie zmienia temperaturę utworu klarnetem basowym. Wzbiera rozbiegany elektroniczny rytm rodem z niemieckiej wytwórni Morr Music czy z dorobku grupy Mum. W końcówce Ziołek włącza się z gitarą elektryczną, a Zimpel z fortepianem.
Migotliwe szmery (jak z transformatora gdzieś za miastem) i piski artyści szatkują na płycie tak, że kojarzą się z techno i amerykańskim minimalizmem. Album, podobnie jak ten Alameda Duo, robi wrażenie efektu studiów nad muzyczną techniką repetycji. Tyle że Zimpel z Ziołkiem nakładają na siebie jeszcze więcej warstw dźwięku, melodii, rytmów. Już wcześniej Zimpel w tym celował, teraz przechodzi sam siebie. Ziołek dodaje na wierzchu wysoki śpiew. Kiedyś nie lubił śpiewać, dziś w migotliwej, precyzyjnej muzyce duetu ten śpiew zdaje się niezbędny.
Ziołka z Zimplem połączyła chyba mięta do krautrocka, ale reprezentują trochę inne typy duchowości. Klarnecista wkracza w te nagrania z elementami hipnotycznej i wirtuozerskiej muzyki indyjskiej, w której istotne są tyleż powtarzalność, co wariacje w jej ramach. Podobne wartości Ziołek wywodzi z muzyki greckiej i amerykańskiego prymitywizmu z lat 60.
» Do recenzji płyty Alameda Duo »
Na czym polega uwodzicielski czar tych płyt? W obu przypadkach istotna jest poezja i filozofia, ale chyba jeszcze ważniejsze – mistrzostwo kompozycyjne. Bez tego nie ma żadnej muzyki, ale jeszcze dwa-trzy lata temu Ziołek eksponował systemy filozoficzne, podbudowę teoretyczną towarzyszącą jego produkcjom. To niesamowite, jak wiele umie on wyciągnąć ze współpracy z innym muzykiem, jak partnerskie są to spotkania. Jednocześnie w obu nowych płytach, nagranych w odstępie kilku miesięcy, jest bardzo dużo Ziołka.
Jestem pewien, że obie te płyty zostaną. Pomoże w tym śpiew, który nadaje utworom tajemniczy nastrój albumów Starej Rzeki, przypomina ich delikatność i podskórny niepokój. Swoje zrobi hipnotyczny rytm i możliwość odkrywania coraz to nowych warstw misternych kompozycji. A wreszcie to, że mamy tu przecież do czynienia z najważniejszymi polskimi muzykami naszych lat.
Tekst ukazał się 10/10/17 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji