Dwa lata temu ten warszawski kwartet miał naprawdę królewskie wejście. Lider zespołu, gitarowy poszukiwacz Raphael Rogiński sięgnął po spirituals, tradycyjne amerykańskie pieśni, z repertuaru Blind Williego Johnsona, by tropić powiązania między pierwotnym śpiewem, bluesem a muzyką Papuasów.
Koncerty Wovoki były objawieniem – raz wprawiały słuchaczy w ekstazę, kiedy indziej odbierały im mowę – a płyta była doskonała. Podobnie pierwotne i nawet bardziej żywiołowe jest „Sevastopolis”. Tym razem tylko teksty są wzięte z amerykańskiej tradycji, całą muzykę stworzył zespół.
„Black ghost, will you please stay out of my home”, śpiewa Mewa Chabiera w pierwszym utworze czarnym, mocnym głosem. Do tego nieznosząca sprzeciwu gitara, mocne bębny Pawła Szpury i Ola Rzepka grająca na klawiszach coraz odważniej. Na „Sevastopolis” rytm wzmacnia jeszcze bas, na którym grają różni muzycy, a wśród gości są renomowane wokalistki Natalia i Paulina Przybysz. Dograne tu i ówdzie chórki, dodatkowe partie gitary dowodzą, że warto było dłużej pracować nad albumem.
Zaskakuje „Death Don’t Have No Mercy” – ekstatyczna perkusja Szpury znika, by zrobić miejsce perkusjonaliom, nie ma też organów, a ścieżce gitary akustycznej towarzyszą delikatne interwencje elektrycznej ze slide’em. Udaje się uniknąć łatwego efektu lekkości i trzymać tematu utworu, w czym pomaga zmęczony głos Chabiery. Kapitalne brzmienia Rogiński wyczarowuje też w „Hard Times Killing Floor”, a w „Dat Lonesome Stream” pobrzmiewają rytmy saharyjskiego Tinariwen.
Wovoka to zespół kompletny. Wymagający i natchniony lider, powściągliwa Rzepka, ekspresyjny Szpura i oryginalna, ale „swoja” Chabiera. Ich płyta powinna wywalczyć czołowe miejsca nie tylko w polskich podsumowaniach roku.
Tekst ukazał się 27/2/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji