Zdarza się rzadko. Włączam w niedzielę jakąś średnio zapowiadającą się płytę – taką, po której właściwie wiadomo, czego się spodziewać – tak tylko, żeby powstawać pomału, przejrzeć nety, gazety, zrobić śniadanie, zjeść na balkonie i tak dalej. Premiera sprzed pół roku, która gdzieś się zawieruszyła, za późno o niej pisać, jedno przesłuchanie i do archiwum.
Na początek zastrzyk na uspokojenie: Ana Roxanne, Ane Brun i Anna McClellan (z prawej).
Dalej coś dzikszego: The Avalanches, Avtomat, The Bug (z lewej) oraz Terry vs. Tori.