Menu Zamknij

Sarmacja – Jazda polska

Czy wy wie­cie, że jeste­ście Sarmacją? Dwóch chło­pa­ków ze środ­ko­wej Polski, małej Polski, zapo­mnia­nej, wyma­za­nej i zabi­tej decha­mi – ale nie przez jej miesz­kań­ców – robi jed­ną z cie­kaw­szych muzyk. W Polsce, mia­łem dodać, ale nie tylko.

Robota w kor­po­ra­cji i kar­ta z debe­tem, to wy Polacy, to jest wasza god­ność, wasz maje­stat. Nie muszę przy­po­mi­nać tych słów. Podobnie jak oni nie musie­li przy­po­mi­nać rif­fu z utwo­ru Kultu „Polska”, ale przy­po­mnie­li i od razu było wia­do­mo, o co im cho­dzi. Sarmacja to jest Paweł Bartnik z kIRka i z Płocka oraz Michał Kołowacik z Echo Deal i z Kutna. Robią baso­wą, kom­pu­te­ro­wą muzy­kę, któ­ra pobu­dza wyobraź­nię in a bad way. Tu się kocha­ny nie wyczi­lu­jesz, tu kocha­na nie popra­cu­jesz sobie kre­atyw­nie do tej płyt­ki. Chyba że jesteś Aleksandrą Waliszewską, no ale nie pię­trz­my już tego. Powiedzmy, że to elek­tro­nicz­ny dub o dużej gęstości.

Mamy na „Jeździe pol­skiej” w dwóch utwo­rach Kachę Kowalczyk z Coals i ja to nawet mia­łem pusz­czać po moim radiu, ale szyb­ko zoba­czy­łem, że wcze­śniej już co naj­mniej dwie oso­by to puści­ły, a poza tym zmie­ni­ła się kon­cep­cja audy­cji, tej wyzna­czo­nej na 21 czerw­ca. Proszę więc się roz­ko­szo­wać tymi nume­ra­mi w kon­tek­ście całe­go long­playa – tak wca­le nie jest gorzej, bo Sarmacja to jest kla­sa. Jak piszą muzy­cy, ich duet uzu­peł­nia teraz Aleksandra Szalińska (FLicker Fox), „któ­ra dołą­czy­ła do skła­du już po powsta­niu ‘Jazdy Polskiej’… a wła­ści­wie nale­ża­ło­by powie­dzieć, że w efek­cie jej powsta­nia”. Intryguje to jesz­cze bardziej.

Czyli mówi się o tym, że to jest dym, oj, to jest pol­ska piw­ni­ca, niska i klau­stro­fo­bicz­na jak wej­ście do Kotłów na Bema, gene­ru­ją­ca dziw­ne, dobi­ja­ją­ce sny, z któ­rych nie ma wyj­ścia – tu wła­śnie widzę wspól­no­tę Sarmacji z tym, co Kacha robi w Coals. Jest ta sen­ność, nie­moż­li­wość dzia­ła­nia, tyle że u chło­pa­ków w pakie­cie jesz­cze z poczu­ciem zagro­że­nia. Te sny są malo­wa­ne węglem bru­nat­nym spod Bełchatowa i spa­la­ne w gru­pie elek­trow­ni Pątnów – Adamów – Konin, praw­dzi­wym ser­cu Polski. Duszność. Nie dym, tyl­ko dusz­ność. Dym jest za lek­ki na te kli­ma­ty, chy­ba że taki duszą­cy dym z gril­la pod­la­ne­go piwem, na dział­ce w upal­ny dzień, żad­nym tam wie­czo­rem. Może być dusz­ność i bagno, ta scen­ka z „Niekończącej się histo­rii”, gdy koń koń­czy w bagnie, zapa­da się w nie cen­ty­metr po centymetrze.

Xiaomi leprzy, stro­na B leprza. Ten dubo­wy „Olimpijczyk” jest mega, zaraz po nim jest nie gor­szy „Karaoke Dub” z Kachą, a na koniec jesz­cze repry­za „Olimpijczyka” w posta­ci remik­su The Orb. Same sła­wy. Strona A, nie mam na to wpraw­dzie żad­nych badań, wyda­je mi się wpro­wa­dze­niem, pod­bu­do­wa­niem atmos­fe­ry przed stro­ną B. I w tym jest jakiś rys uwa­żaj-bo-nie­trzeź­we­go opty­mi­zmu. Zmuła zmie­nia się w lek­ki odjazd albo zły trip zmie­nia się w kaca. Wiecie, trzy­ma­jąc się meta­fo­ry z poprzed­nie­go aka­pi­tu – prze­ra­ża­ją­ca sce­na śmier­ci konia zosta­je tu prze­two­rzo­na w obraz „wnie­bo­wzię­cia”, uwol­nie­nia zwie­rzę­cia od ziem­skiej służ­by czło­wie­ko­wi pod hasłem: „szko­da, że nie zapy­ta­łeś, co się dzie­je pod powierzch­nią”, bo tu jest lepiej niż tam w nor­mal­nym życiu.

Zdrowie naj­waż­niej­sze. Mam nadzie­ję, że pomogłem.

 

Podobne wpisy

Leave a Reply