Debiutant Milky Wishlake, czyli Kamil Zawiślak, pasuje do wytwórni Nextpop (i jeszcze do zahaczającej o hip-hop U Know Me). Wokalista i producent, pianista jazzowego Quantum Trio, celuje w piosenkową elektronikę w stylu Bokki czy Baascha. Pomaga mu węgierski perkusista Peter Somos, a na płycie goszczą też Dawid Podsiadło oraz młoda wokalistka Oly.
Początek albumu obiecuje niespodzianki, zaczyna się od rytmu stworzonego z trzasku odbijanej pingpongowej piłeczki w „Up South”. Później przychodzi przebój „Break The Silence”. Szybko jednak orientujemy się, że autor „Wait For Us” chętniej zerka w stronę estrady niż awangardy, że brzmieniowych odkryć tu nie będzie. Mogą za to być przyjemne popowe piosenki z domieszką neo soulu – wyróżnia się wśród nich jeszcze „Hidden”.
Artysta przyznaje się do fascynacji latami 80. i 90. w muzyce, ale paradoksalnie część dziennikarzy ocenia go jako tego spośród Polaków, który „dogania świat”. To iluzja, bo świat idzie swoim torem i – choćby ktokolwiek kazał mu pozować do zdjęcia – jest już daleko. Milky Wishlake podziwia np. Kendricka Lamara, ale sam unika jakiejkolwiek polityczności. A to przecież fundamentalna cecha popu roku 2016 czy nawet 2015.
„Wait For Us” to czysta rozrywka. Niestety, Milky Wishlake po angielsku pisze niezdarnie, co zabiera trochę przyjemności słuchania. „In every hour losing breath/ my time’s gone for today”, śpiewa w „Hidden”; „Your disdain is making me faded/ letting her go away – I’ve failed it”, w podniosłym utworze „Wait For Us”, jakby w słowach szukał tylko ładnego brzmienia. Charakterystyczna dla całej płyty ucieczka przed znaczeniem drażni i sprawia, że jestem ciekawy, co ten facet czuje i chce powiedzieć naprawdę. Nagrał efektownie brzmiący album, który niestety nie przykuwa uwagi na dłużej.
Tekst ukazał się 9/3/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji