Klucz do książki znajduję gdzieś w jednej czwartej tekstu, gdy autor szczerze, ale bez rozczulania się opisuje stany lękowe i nerwicę, na którą zapadł jako bezrobotny magister.
Dziś premiera książki Łukasza Najdera – napisałem o niej tekst, z którego jestem zadowolony, do „Książek. Magazynu do Czytania”. Postanowiłem na zachętę dać tu fragment tej recenzji nie recenzji, reszta w linku, który daję też na samym końcu.
Czołowy śmieszek inteligenckiego Facebooka, sułtan internetowego zakątka życia literackiego, piewca przegrywu, a w gorszych momentach moralista lub „stańczyk” rzucający od niechcenia mało przemyślane opinie – napisał książkę. Złożyły się na nią teksty nowe oraz przeróbki dłuższych form publikowanych przez Łukasza Najdera (rocznik 1976) w ostatnich latach w „Piśmie” czy Dwutygodniku. Autor pracuje jako redaktor i lektor w wydawnictwie Czarne, wiedział zatem dokładnie, czym ma nie być „Moja osoba”.
Klucz do książki znajduję gdzieś w jednej czwartej tekstu, gdy autor szczerze, ale bez rozczulania się opisuje stany lękowe i nerwicę, na którą zapadł jako bezrobotny magister. Od tej chwili książka nabiera rumieńców, odnajduje właściwy rytm: między krytyką współczesnej kultury, momentami nadmiernym (czy raczej pustym) dworowaniem sobie z różnych grup ludzkich, a angażującą, osobistą narracją i tak cenioną ostatnio czułością. Z choroby podśmiechujków nie ma, Najder nie bagatelizuje problemów psychicznych, co nie jest regułą w polskiej literaturze. Czujesz, że nie dajesz rady – idź do lekarza. W tym podejściu blisko Najderowi do przesłania Małgorzaty Halber z „Najgorszego człowieka na świecie”. Będzie ci ciężko, sytuacja nie od razu się poprawi, długa droga przed tobą – ale nie myśl, że poradzisz sobie sam.
W tym samym momencie „Moja osoba” okazuje się książką cenną dla każdego, kto chce coś zrozumieć ze współczesnej Polski, spojrzeć na nią choć przez chwilę oczami bystrej, sfrustrowanej młodzieży, ludzi pracujących poniżej swoich możliwości i aspiracji, wiecznie odsyłanych na koniec kolejki. Ta autobiograficzność nie dotyczy jedynie „osoby Najdera”, ale dużej części społeczeństwa. Od dziecka uciszani, mitygowani mamy problem z mówieniem o swoich potrzebach, z relacją z ojcem, z byciem dorosłymi po prostu, chętnie uciekamy w prywatne mity, a własne przeżycia czy opinie projektujemy na innych (patrzę na ciebie, autorze).
[...] „Moja osoba” opowiada o zmianie perspektywy. Zła, toksyczna ironia – wszechobecna w mediach społecznościowych – roni nam to, że zamykamy się w swoich przekonaniach, pouczamy, ale przede wszystkim czekamy na głask. Nie wątpię, że Najder też czasem czeka na jakąś owacyjkę, nie jest przecież ironistą abstynentem. Ale okiełznał to, no i ma książkę.
Tekst ukazał się 11/2/20 w „Książkach. Magazynie do Czytania” – w portalu więcej recenzji