Czasem potrzeba świeżego startu. Najlepiej wie o tym Spięty, lider Lao Che, który ma na koncie świetny solowy album „Antyszanty”. Jego nowy artystyczny pojazd to nie bolid, lecz autobus – wsiedli do niego wszyscy muzycy zespołów Lao Che i Pink Freud.
Nie trzeba się obawiać nazwy, nie wyszedł z tego trącący mychą jazz-rock. Wręcz przeciwnie, płyta brzmi świeżo i różnorodnie. Przed nagraniami nie powstały żadne szkice. Parę dni komponowania w dziesięciu, kilka dni dopasowywania słów i szybkie nagrania na wolnym powietrzu – każdy utwór zarejestrowano na 3–5 mikrofonów.
Spięty, który nigdy nie pisał o miłości, uzbroił się w polskie erotyki. W „Dziewiątej” przerabia Bodo na hip-hop, Tuwimowskie „Przedwczoraj” zespół gra na modłę punkową, Brzechwa to reggae, a Szymborska – nie wiadomo, bo jej „Serce jaskółki” będzie tylko na winylu. Miłosz okazuje się pasować do gorącego afrobeatu (nagrywali latem).
Sam Spięty dołożył jeden tekst, za to kapitalny. „Ostatni gang bang” to ze smakiem, czule opowiedziana historia aktora porno zakochanego w koleżance po fachu. „Czasem świat się pieprzy, a wraz z nim my/ kamera akcja, ośmiu nas i ty”, zaczyna, by rozmarzyć się aż do „dom buduję pod lasem, ogródek się kwieci”. Pięknie gra tu sekcja dęta Pink Freud. Drugim najlepszym utworem jest miękka „Miłość” do Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej („Jestem może bledsza” itd.). Te dwie zaskakująco ciche piosenki kradną płytę.
Tekst ukazał się 15/4/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji