Muzycy robią to czasem w ten sposób. Album Jacka Kuderskiego jest opatrzony – na okładce – dopiskiem „Solowa płyta basisty Myslovitz”. Tego napisu nie da się ominąć, jest wielki. Ciekawe, dlaczego artysta zdecydował się, po pierwsze, nagrać album na własny rachunek, po drugie, mimo wszystko wykorzystać nazwę macierzystego zespołu.
To są działania dość pokrętne: gdyby te piosenki były podobne do Myslovitz, pewnie ukazałyby się pod tym szyldem. Tym bardziej że w Myslovitz w dwudziestym roku istnienia zaszła ostatnio wielka zmiana: odszedł wokalista Artur Rojek, szybko przyszedł na jego miejsce Michał Kowalonek ze Snowmana. Czas po takiej rewolucji jest chyba najodpowiedniejszy do tego, żeby od nowa określić kierunek działań grupy. Można przepchnąć swoje propozycje na forum zespołu. Kuderski zdecydował inaczej: zrobił sam, a zarazem podparł się Myslovitzem, mimo że ma już na koncie solowy debiut („Xperyment 2004–2007” wydany cztery lata temu przez EMI). Na domiar złego ten podtytuł czy dopisek wywołuje skojarzenia z żartami o perkusistach czy basistach. A Kuderski napisał przecież dla Myslovitz sporo ważnych piosenek, jak „Sprzedawcy marzeń”, „Dla ciebie” czy „Peggy Sue nie wyszła za mąż”. Fani pewnie o tym wiedzą, adnotacja na okładce jest zbędna.
Muzycznie „Kolonia fabryczna” zawiera alternatywny pop, ten opis odpowiada też mniej więcej temu, co zaprząta autora płyty w Myslovitz. Tutaj zagrał jednak na wszystkich instrumentach, napisał całą muzykę i większość tekstów. Kuderski jest samowystarczalny, wiele lat spędził z bardzo dobrymi muzykami, z najlepszymi producentami, w świetnych studiach nagraniowych i umie przygotować album. Tylko czy maksymalnie wykorzystał swoje doświadczenia? Obficie korzysta z elektroniki, gra na basie i gitarze, czasem na klawiszach (m.in. monumentalizuje nimi zakończenie płyty). Jego piosenki są delikatne, co w dużej mierze jest spowodowane barwą głosu artysty. On po prostu nie jest wokalistą – jest muzykiem i aranżerem. Nagrał aż trzynaście piosenek trwających w sumie 57 minut. Długo! W tym tłumie wyróżniają się singlowa „Kolonia fabryczna”, „Pył na wietrze” oraz „Bezsenność”. Mogą się podobać ich melodyjne refreny i precyzyjne aranżacje. Kuderski z wprawą sięga po rytmikę reggae („Bezsenność”), folkowe instrumentarium zgrabnie łączy z energicznymi rockowymi rytmami i elektronicznymi wtrętami („Co się z nami dzieje”). Ta mikstura akustycznej gitary i basu z elektroniką, mocnym przetworzeniem głosu – w obu tych utworach – wypada bardzo dobrze.
Wydaje mi się, że tą płytą Kuderski stara się pokazać jako artysta świeży, niezepsuty. Czasem wychodzi to naiwnie. Przede wszystkim kuleje warstwa liryczna. Rymy są dość proste, bywają słabe, w słowach łatwo natknąć się na watę. Błażej Król z UL/KR tłumaczył „Lampie” (nie jestem pewien, czy serio), że przy pisaniu tekstów obficie korzysta ze strony rymer.pl. To dało mu lepszy efekt niż pewien rodzaj natchnienia, jakie wykorzystał Kuderski. Oto zwrotka: „zawsze się znajdzie kilku takich którzy chcą/ sprowadzić cię do swojego poziomu beznadziejności/ lepiej unikaj ich bo oni ślepo brną/ często już jest za późno by naprawić coś” („Co się z nami dzieje”). Inna zwrotka: „Kim dziś jestem i co mam/ zawdzięczam muzyce/ ona zawsze była przy mnie/ w mojej psychice” („Muzyka”). No więc właśnie, kurcze, rzeczywiście nie tekstom zawdzięcza to wszystko Kuderski. W słowach dał się sprowadzić do niedobrego poziomu. W śpiewie też nie odkrył Ameryki – być może powinien rozważyć, wzorem Mariusza Szypury (Silver Rocket), założenie zespołu, w którym miałby pieczę nad komponowaniem i produkcją, ale dałby głos innym. Gdy śpiewa sam, niepotrzebnie odwraca uwagę od pracowicie wykonanej części muzycznej.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Lampa”, nr 7/2012