Prawdziwy rock and roll – bluesowy, korzenny, śpiewany po amerykańsku przez Magdę Kramer i pozostającego w cieniu Tomka Szkielę z The Stubs. Kłania się naturalny opowiadacz Jack White, a z drugiej strony – życie rodzinne a la polonaise.
Od niedawna pisać o muzyce takiej jak „Dead Heart” jest dość łatwo. Wyrazistym punktem odniesienia jest dwupłytowy album z akustycznymi bluesowo-rockowymi piosenkami autorstwa Jacka White’a, dla którego był to rodzaj powrotu do źródeł. Dawnego szefa The White Stripes kojarzy chyba nawet niedzielny słuchacz. Pomysł na muzykę tria Fertile Hump nie odbiega daleko od pierwotnej gitarowej energii, która napędza Amerykanina.
Przybrudzony rock, nadgniły blues, nietemperowany strój gitar i bębnów, sympatyczny przester. Teksty o smutkach i radościach życia z dnia na dzień, bolesnym porównywaniu się z innymi i poczuciu bycia życiowym przegrywem („I have nothing, she has all (...) So you two will marry/ have two children and a dog” w „Dreams”).
W Fertile Hump gra Tomek Szkiela, lider rockandrollowców z The Stubs, ale w roli głównej wokalistki spełnia się jego partnerka Magda Kramer, on może powąchać mikrofon głównie przy chórkach. Bębniarzem jest Maciek Misiewicz. Zespół powstał i ma próby w kuchni, która w kulturze krajów postkomunistycznych jest miejscem szczerości, dzielenia się tajemnicami i głoszenia poglądów. Fertile Hump mają więc tzw. szczere teksty.
Jest też druga strona tych tekstów – i druga strona kuchni. Nie tylko w polskiej kulturze kuchnia jest bowiem tradycyjnym miejscem domowych awantur. Pozwala to nasycić amerykański „blues zbitego psa” wartościami rodzinnymi. W „Baby Come Back” Magda śpiewa: „I start to lose my sanity guessing who you’re playing with/ I don’t wanna to miss you more, I just wanna have you home (...) put me in your pocket like a whisky in small bottle”.
Widać, że whisky jest dla bohaterów nie tylko pierwszym pozytywnym skojarzeniem, a także czymś najbliższym sercu. To część kodu, którym porozumiewają się płytowe postaci: będąca narratorką femme fatale i jej wiecznie nieobecny trunkowy chłopak. Nawet śpiewać za niego trzeba. W tytułowej piosence „Dead Heart” głosem Magdy dostajemy przesłanie: „Woman, I need to disobey you/ woman, we both know the same (...) you won’t see me trying to please you”. Smutne, nie? A jednocześnie pełne ognia. Serce się kraje.
Kobieca bohaterka płyty przejmuje kontrolę nad własnym życiem. Przesłanie takich utworów jak „Throw Away Your Ring” jest jasne, ale szczególnie przemawia do wyobraźni „Once I Get Home”. Zapowiedź powrotu protagonistki stanowi przepowiednię istnego piekła, jakie wyprawi w domu oskarżającemu ją facetowi. Wspaniałe.
Tekst ukazał się 4/1/17 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji