Menu Zamknij

Autor: Jacek Świąder

Mum – Sing Along To Songs You Don’t Know

W sta­rej Polsce niby zima stu­le­cia lub wię­cej, ale mróz na szy­bach prze­ter­mi­no­wa­nych ika­ru­sów nie jest cza­ro­dziej­ski. Jest syf­ny jak sto pięć­dzie­siąt. Śnieg islandz­ki – inna roz­mo­wa – czyst­szy, lód bar­dziej szkli­sty. Mum nie liczy prze­trwa­nych zim, nie emo­cjo­nu­je się tym, ile jest stop­ni na minu­sie, nie spraw­dza, czy latem jest ponad pięt­na­ście. Mróz, zaspy, brud­ne bło­to nie rzu­tu­ją. Mecz o trze­cie miej­sce w Europie w czymś o nazwie szczy­pior­niak – też nie.

Armia – Freak

Najpierw ona mi powie­dzia­ła, że ma dwie wia­do­mo­ści dobrą i złą. Przechylając się przez bar. To któ­rą chcę naj­pierw. Ja mówię, że dobrą. To ona mi powie­dzia­ła, że podob­no Brylewski zno­wu jest w Armii. Ja mówię, że skąd wie, a ona, że sły­sza­ła. To mówię, że wte­dy złą. To ona wyję­ła wal­tor­nię i mi powie­dzia­ła, że Budzy teraz śpie­wa po angielsku.

Naiv – Przedświt

Naiv, mło­dy pol­ski zespół. Dwie gita­ry, bas, per­ku­sja i bar­dzo żywe, emo­cjo­nal­ne gra­nie spod zna­ku choć­by Happysad. Teksty – jak pisze sam zespół, „o rze­czach waż­nych i trud­nych – wie­rze, nadziei i miło­ści”. To wszyst­ko nie jest odkryw­cze i chy­ba nie ma być odkryw­cze. Jeśli cho­dzi o odwiecz­ny w naszym kra­ju kon­flikt: kopio­wać Zachód czy grać swo­je, Naiv opo­wia­da się za dru­gą opcją. Wybór słusz­ny, o ile dany zespół umie się wyróż­nić w tłu­mie podob­nych do sie­bie graj­ków, zna­leźć w tra­dy­cji coś, co dobrze zagra tu i teraz.

Football EP (różni wykonawcy)

Zrobiłem sobie pre­zent na Gwiazdkę – dorwa­łem na ryn­ku wtór­nym epkę z kowe­ra­mi sta­rych dobrych pol­skich pio­se­nek o pił­ce noż­nej. Cztery pio­sen­ki i czte­rech wyko­naw­ców odgrze­wa­ją­cych te kotle­ty cza­sem bra­wu­ro­wo, cza­sem popraw­nie. Those glo­ry, glo­ry days of Sissy Records. Płytka tak zapo­mnia­na, że jej okład­kę moż­na zna­leźć chy­ba tyl­ko na aukcjach internetowych.

Mum – Yesterday Was Dramatic, Today Is OK

Przed świę­ta­mi mie­li­śmy tro­chę mro­zu, krzyn­kę śnie­gu, nasta­wi­łem więc ucho na Islandię – ostat­nio gru­pa stam­tąd, Mum (zda­rza się pisow­nia múm), wyda­ła nową, pią­tą pły­tę. O niej napi­szę wkrót­ce, bo mi się nawet podo­ba, przed świę­ta­mi słu­cha­łem jed­nak sta­re­go dobre­go „Yesterday”. Okazja czy­ni zło­dzie­ja, dwa sło­wa o takim sta­ro­ciu nie zaszko­dzą, a chciał­bym jakoś upo­rząd­ko­wać swo­je myśli, zanim oce­nię, dokąd dotarł zespół przez te osiem lat.