Mniej to więcej. Album ze wstępnymi wersjami piosenek, z których Angel Olsen rok temu zbudowała płytę „All Mirrors”, jest lepszy niż tamten.
Mam z nią tak, że musiałem do niej dojrzeć. Mógłbym to ująć inaczej: pierwsze nagrania Olsen wydawały mi się niedowarzone, idące po zbyt prostych trajektoriach. Pierwszą bliską mi płytą, którą nagrała, okazało się „All Mirrors” z zeszłego roku. Drugą jest właśnie ta, pokazująca pierwotne wersje bogato zaaranżowanych utworów z „All Mirrors”. Te rejestracje powstały w Anacortes, miasteczku Phila Elveruma na północno-zachodnim skraju Stanów Zjednoczonych, w The Unknown, czyli kościele przerobionym na studio m.in. przez Elveruma. Olsen zamierzała wydać te dwa materiały jednocześnie, ale rozdzieliła je w czasie i dobrze zrobiła. Teraz to brzmi jak samodzielne nagrania poczynione już w czasach pandemicznej izolacji.
Olsen unosi się jak duch nad wodami tradycyjnej muzyki amerykańskiej, bluesa, folku, spirituali nawet. Elektryczna, rzadziej akustyczna gitara i przetworzony wokal, zrobiony po staremu, jakby wołała sprzed dekad, to mi przypomina momentami Atlas Sound. Tyle że nie ma zespołu wokół. Jest jej przestylizowany głos, zamglona gitara, organy – taka Lana Del Rey urodzona na krawężniku, odrealniona, bo spotkana w toku nocnego spaceru nie do domu.
Mimo wszystko słucham jej w domu, chłonę to, jak dobrze brzmieniowo można opracować płytę, zmiksować ją – ale zanim się tym nasycę, włączam US Open, otwieram okno, przygaszam światło, herbata stygnie. Podoba mi się to, jak otwiera się pole do działania dla mnie, bo naprawdę powinno się idealnie oprawić to brzmienie albumu, a jest ono cudownie odarte z ozdób, jakby stłumione, w dodatku całe „Whole New Mess” trzyma się wyznaczonego soundu, jakby prosiło się o różne warianty odsłuchu. Oprawiam więc teraz w hałas silników samochodów, niezrozumiałe gadanie komentatora tenisowego, pisk sportowych butów i zgrzyt tramwajów, klikanie w klawiaturę i jej głos mówiący bardziej nastrojem niż słowami. Tak z Lyncha trochę, z Refna jest Angel Olsen, czarodziejska, ale nie tylko w pozytywnym znaczeniu. Jest też złowieszcza.