Mogliby napisać podręcznik o tym, jak nie monetyzować sukcesu. W zeszłym roku Wilco obchodzili 20-lecie działalności, ale nie zdołali wydać premierowego albumu. Udało się niespodziewanie w zeszłym tygodniu. W dodatku Amerykanie, nie czekając na premierę na płycie CD, która nastąpi w sierpniu, rozdają piosenki ze „Star Wars” na stronie wilcoworld.net.
Płyta za darmo to dla nich nie pierwszyzna. Odrzucony przez wytwórnię w 2001 r. album „Yankee Hotel Foxtrot” zespół z Chicago także od razu wrzucił na stronę internetową. To do dziś ich najlepsza i najpopularniejsza płyta.
Stara-nowa strategia dała Wilco sporo artystycznego luzu. „Star Wars”, dziewiąty album w karierze grupy, zaskakuje. Ślady po country’owej przeszłości się zatarły, piosenki są krótsze niż na ostatnich płytach – najdłuższa trwa 5 minut, a nie 12 jak na poprzednim „The Whole Love” – a brzmienia bardziej wyraziste. Prym wiedzie jazzowy gitarzysta Nels Cline, który najlepsze rozdania ma w minimalistycznym „Pickled Ginger”, chwytliwym „Random Name Generator” i tym długim „You Satellite”. Drapieżna gitara Cline’a świetnie uzupełnia się z łagodnym głosem Jeffa Tweedy’ego. Ledwie 33-minutowe „Star Wars” (to ponoć imię kota widocznego na okładce) to takie glamowe Wilco na ostro, z prostymi, męskimi słowami.
Tekst ukazał się 24/7/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji