O umieraniu w Gdańsku i zabiegach wokół. Trudno opisać ten album bez haseł Ścianka czy The Doors. Trupa Trupa podłącza organy i w pół godziny pokazuje, co ze starej dobrej psychodelii lat 60. i 70. zostało dziś.
Poziom paru dłuższych kompozycji jest nierówny, za to melodyjne, piosenkowe kawałki są intrygująco „za krótkie”, są kawałkami właśnie („Walt Whitman”, „Marmalade Sky”). „Did You”, nadpobudzona piosenka o próbach zaczepienia nieznajomej (prawdziwych czy wyimaginowanych), kończy się w samą porę – przed przebudzeniem, przed kopem w tyłek. Cudownie rozwija się „Take My Hand” zakończone przesterowanym wirem a la Kristen lub Ewa Braun.
Jeśli czegoś brakuje na tej płycie, to polskich tekstów Grzegorza Kwiatkowskiego. Z angielskimi radzi sobie bardzo dobrze – gdy Ginsberg rozgaduje się o Whitmanie, Kwiatkowski umie go okiełznać. Ale po polsku pisze lepiej od Ginsberga. Może następnym razem.
Informacje o sprzedaży płyty na myspace.com/trupatrupa/blog (ma też być w sklepach internetowych typu serpent.pl)
Tekst ukazał się 16/6/11 w „Dużym Formacie”