Noc taksówek = dzień zielonej twarzy. Obudziłem się po czternastej. Osiedle huczało hip-hopem. Gdy ruszyłem do chińczyka po śniadanie, zorientowałem się, że to dzień koncertu w amfiteatrze. Bity odbijały się od bloków, powtórzone uderzenia stopy przetwarzały się w dziwaczne rytmy, zwielokrotnione linie basu spadały na grzejących się w słońcu staruszków jak lawina. Rap gdzieś w tym ginął, ulatniał się w jasne niebo jak gaz z otwartej puszki.
Ołeksandr Myched w książce "Zmieszam z węglem twoją krew", zapuścił się w tereny
obce i zagadkowe nie tylko dla Polaków, ale też dla wielu Ukraińców.