Nowa płyta 42-letniego perkusisty z Bydgoszczy Rafała Gorzyckiego, współtwórcy m.in. Sing Sing Penelope i Ecstasy Project. W składzie są gitarzysta Marek Malinowski oraz basista Wojciech Woźniak, Gorzycki gra także na klawiszach, a nowy zespół z założenia miał być kameralny.
To się udało, kompozycje są bardzo dobre, po prostu piosenkowe. Męczą mnie tylko utwory, w których muzycy dopowiadają sobie improwizowane frazy (jak w „Playing, part 2”). Muszę wierzyć specjalistom, że w tym wymiarze zespół jest niezły, bo sam wolę bardziej uporządkowane, transowe momenty („part 7”) niż „szukanie”.
Bardziej niż różnorodność materiału przekonuje mnie spójność opowieści, to, że pozbawione tytułów, ponumerowane utwory rzeczywiście tworzą kojącą, bezbolesną całość. Podoba mi się biegłość muzyków zwłaszcza w graniu wspólnych tematów, czemu pomaga melodyjna, liryczna gra Malinowskiego i oszczędna Gorzyckiego. To jazzowe rzemiosło wcale mnie nie razi, jest mocnym punktem materiału i ma sens jako jego element.
Zgodnie z tytułem płyty „granie” trudno odkleić od „zabawy”. W powietrzu fruwają frazy zaczerpnięte z jazzu, rocka, bluesa. Gdy Woźniak gra pochód, to Gorzycki dyskretnie dokazuje na wszelkich elementach zestawu perkusyjnego, a Malinowski przejmuje ster jako operator melodii, ale też dysonansu. Domeną zespołu na tej płycie jest nastrój, ballady wypadają elegancko, improwizacje też, przy czym nie ma w nich ironii, a jest entuzjazm. Lubię mało dźwięków, taka jest „Playing”. Lubię zaskoczenia, taka jest nie do końca. Lubię lekkość, a tej jest tu chyba najwięcej.
Tekst ukazał się 8/6/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji