A co po drugiej płycie Polpo Motel?
Jak wreszcie ujrzy światło dzienne? Oczywiście szaleństwo. Chociaż przy mojej słabowitej kompleksji rockandrollowy tryb życia raczej nie wchodzi w grę. Koncerty z wenflonem w dłoni i po serii zastrzyków w oko albo uciekanie ze szpitala na przepustki, żeby nagrywać płytę, to doskonały materiał na anegdoty, ale bez przesady. Lepiej spokojnie jeździć do sanatoriów w przerwach między trasami i z godnością owijać się kocem z wielbłąda.
Swoją drogą sanatoria mają w sobie coś fascynującego. To doskonały temat na pracę doktorską z socjologii. Kuracjusze zamieniają się w utracjuszy. Wycieczki do skansenów, ogniska, karteczki w windzie: „Chętni do brydża mogą się zgłaszać do pokoju 420”. I wieczorki taneczne.
Chodziłaś?
Chodziłam wieczorami do kawiarni na internet, bo w sanatorium, do którego jeżdżę, działa tylko na parterze. W tych ludziach nagle budzi się dzikie elan vital – choroba i atawizm, odrzucone balkoniki. Dantejskie sceny doprawdy, do tego wodzirej w góralskim kapeluszu i tak codziennie. Może oprócz niedziel. Na te wieczorki schodzi się całe miasteczko, ale od razu widać, kto tu nie pasuje: dresy i tipsy nie wygrają z lokami nad czołem i najlepszymi, starannie zacerowanymi sweterkami, bo to jest prawdziwe serce sanatoryjnego piekiełka. „A co pani tak te pocztówki pisze, może pani zatańczy?”. Nie, proszę pana. „Jak to nie?!”.
W Szczawnicy jest bar, który nazywa się Malinowa i pamięta czasy ancien régime’u. Przyszłam tam trzy razy, żeby pisać kartki – duża sala, stoliki przy oknie, dobre światło – jak przyszłam drugi raz, pani bufetowa pamiętała mnie sprzed roku. Pamiętała, gdzie siedziałam, pamiętała, czy paliłam papierosy, pamiętała, jaką piłam kawę i które ciastka mi smakowały. Poczułam się nieswojo.
Pingback:25 lat FA-artu | Towarzystwo Literackie im. Teodora Parnickiego
Pingback:Polpo Motel [2008] – Koncert w Trójce [Bootleg] | Dziękuję moim MC