Nakładem Zoharum ukazała się właśnie nowa płyta Maćka Szymczuka „Music For Cassandra”. Rozmawiam z artystą o tym, skąd wziął się pomysł na taki album, dlaczego w nagraniach wzięło udział o 100 procent gości mniej niż na poprzedniej płycie i czy rozważał zatrudnienie wokalisty.
To trzeci album artysty w tej wytwórni i pierwszy od wydanej zimą 2013 płyty „Clouds”. W międzyczasie powstał album „It Came From Outer Space” duetu Aabzu, który Szymczuk tworzy z Zenialem (Łukaszem Szałankiewiczem).
Jacek Świąder: Czy „Music For Cassandra” była (lub miała być) np. ilustracją spektaklu? Czy sam wybrałeś ten temat?
Maciek Szymczuk: Pierwotnie faktycznie miała to być muzyka do baletu, ale to był 2007 rok. Potem się okazało, że ze spektaklu nici, a ja zostałem z tematem. Podchodziłem do niego kilka razy, ale za każdym razem wszystkie szkice lądowały w koszu. Dopiero w zeszłym roku udało mi się zebrać i ostatecznie przygotować ten materiał. Chyba musiałem przetrawić temat, znaleźć tempo płyty i utworów, i jej brzmienie.
Jest różnorodna i całkiem melodyjna jak na solową płytę. Dużo czasu minęło od Twojego poprzedniego albumu „Clouds”. Czy od razu po nim wiedziałeś, że wrócisz do „Cassandry”?
Po „Clouds” stwierdziłem, że na razie mam dość takich „rozmytych” ambientów i kolejna płyta musi być krótsza, bardziej zwarta. No i chciałem móc ją całą grać na koncertach – stąd brak gości i dość duża, jak na moje solowe wydawnictwa, dramaturgia.
„Cassandra” ciągle wisiała w powietrzu i kiedy odpocząłem po ostatnim Aabzu, postanowiłem do niej wrócić. Początkowo powstało około 20 szkiców, z czego najpierw wybrałem 13, a na płytę trafiło 10 utworów.
Czy to Twój stały tryb pracy – odrzucanie aż tylu pomysłów?
Tak – to jest mój stały styl. Tworzę wiele szkiców i z tego wybieram te moim zdaniem najlepsze. Potem nad tym pracuję, odkładam na jakiś czas, słucham, znów pracuję, znów odkładam, znów słucham... i wtedy wybieram to, co mi pasuje do całości. To pewnie dość „oldskulowe” podejście, ale lubię płyty w pewien sposób koncepcyjne.
Trudno było ostatecznie ułożyć „Cassandrę”?
Po takim czasie materiał dość gładko ze mnie „wyskoczył” i łatwo było wybrać utwory. Na koniec uznałem tylko, że nie mam zakończenia, i zrobiłem jeden dodatkowy utwór, który... w końcu nie został zakończeniem płyty (jest na płycie jako utwór nr 8).
Czy wszystko, co słychać na albumie, jest z komputera? Są chyba sample, jest partia przypominająca flet – skąd te dźwięki?
Wszystko jest z komputera, tym razem nie było żadnych gości. Sample z „żywych” instrumentów oczywiście są, choć to głównie trąbki, trochę dźwięków instrumentów smyczkowych i kilka brzmień w rytmach. Ta partia przypominająca flet to akurat czysta synteza + efekty.
Słuchając płyty, na początku myślałem, że przydałby się głos, nawet wokaliza. Potem jednak ucieszyłem się, że go nie ma. Ale do tych utworów dałoby się śpiewać, nie myślałeś o tym?
Zaczynając pracę nad „Music for Cassandra”, planowałem, że będzie to wokalna płyta – z jednym wokalistą, żeby było łatwo wykonywać ją na koncertach. Śpiewać miał mój znajomy – nawet zrobiliśmy kilka prób i przymiarek, ale ostatecznie zacząłem robić sam utwory i po jakimś czasie poczułem, że one nie potrzebują wokalu.
Wspominałeś o planach wykonywania płyty na żywo. Czy będziesz koncertował tylko z tym materiałem, czy wpleciesz w niego starsze rzeczy?
W nowym secie jest bardzo mało starszych rzeczy. W sumie znalazły się w nim dwa starsze utwory, ale podczas koncertu na Ambient Festivalu w Gorlicach (11 lipca – była to koncertowa premiera płyty), jeden z nich usunąłem, uznałem, że nie jest potrzebny. Materiał koncertowy jest więc w 95 procentach z „Cassandry”.
A gdzie i kiedy teraz zagrasz?
Najbliższy koncert zagram 5 września w Ostrowie Wielkopolskim na 9 Temple of Silence.
Pingback:Najlepsze płyty roku 2015 - Jacek Świąder | Ktoś Ruszał Moje Płyty