Menu Zamknij

Let The Boy Decide – Like The Earth, Like The Sun, Like The Ocean In The Night

Nazywają się jak kolej­ny zespół Stuarta Murdocha z Belle And Sebastian albo zapo­mnia­na pio­sen­ka Morrisseya. Piszemy o ich dru­giej pły­cie z drob­nym pośli­zgiem, spo­ro już o nich napi­sa­li inni. Jakie ety­kiet­ki przy­le­pio­no na grzbie­cie Let The Boy Decide?

* Grają podob­nie do Iowa Super Soccer, po ame­ry­kań­sku i wolno.

Iowa Super Soccer to świet­ny zespół z dziew­czy­ną na woka­lu. Ich rze­czy są bli­skie nur­to­wi singer/songwriter – aku­stycz­ne, melo­dyj­ne kawał­ki Michała Skrzydło są uma­jo­ne ete­rycz­nym woka­lem Natalii Baranowskiej. Let The Boy Decide ma na moje ucho tro­chę inne meto­dy, środ­ki, prio­ry­te­ty. Muzyka nie jest tak aku­stycz­na, czę­sto dra­pie, chrzę­ści, solów­ki co rusz prze­ste­ro­wa­ne. W bar­dziej zespo­ło­wym gra­niu mniej jest melo­dii, pięk­na, a wię­cej nastro­ju – jest bogat­sze, peł­niej­sze, bar­dziej inten­syw­ne. Zostawia mniej przestrzeni.

* Wokalistka Magdalena Noweta nie jest mistrzy­nią uroz­ma­ica­nia kawał­ków, za mało kombinuje.

Zwracam uwa­gę, że LTBD lubi zająć się budo­wa­niem nastro­ju i robi to nie­źle. Wszystko zale­ży od ocze­ki­wań słu­cha­cza. Dla mnie jest jasne, że muzy­cy pod­po­rząd­ko­wu­ją gra­nie kli­ma­to­wi. Dziewczyna nie wpy­cha się na pierw­szy plan, bo nie o to cho­dzi, żeby jak żyle­ta ostrym dźwię­kiem zmie­nić w Londyn itd., itd. Instrumenty są rów­no­praw­ne, a tzw. głos żeń­ski jest jed­nym z nich. W tych pio­sen­kach poka­zu­ją się tu i ówdzie dobre melo­die, to faj­nie i miło – ale czy tyl­ko ja sły­szę tam mie­sza­nie Birthday Party ze Stereolab? Jazgotliwe ame­ry­kań­skie solów­ki gita­ry, trą­by, deli­kat­ne desz­czo­we kla­wi­sze w „River” (żaden cover ISS) two­rzą cie­ka­wą całość. Fajnie to jest pomyślane.

* Są zimo­wi, jesien­ni, senni.

Są też let­ni jak Happy Pills (ener­gicz­ne „The Light Stays Off”). Wiosenni jak My Bloody Valentine („Moira’s Hero”). Znów let­ni jak... Iowa Super Soccer („Western Eyes”). To nie jest pły­ta stu­le­cia ani roku. Jest jed­nak parę god­nych uwa­gi spraw. Brzmienie. Już wie­ki temu mło­dzież pol­ska jara­ła się Nickiem Cave’em. Przeważnie tek­sto­wo – książ­ki, tłu­ma­cze­nia – a dziś LTBD gra nam krwi­ste­go, gorą­ce­go pana Mikołaja i to dzia­ła („Deadman”). Poza tym mało któ­ry pol­ski zespół ma tak dobry pomysł na kla­wi­sze w skła­dzie (Łukasz Hoja). Ten instru­ment robi parę kawał­ków i jest cał­kiem zabaw­ny, kie­dy trze­ba. No i na koniec – odsą­dza­na od czci i wia­ry, niby „mru­czą­ca” woka­list­ka w „How It Ends” z wdzię­kiem Beth Ditto wska­ku­je w uni­form Cerys Matthews z gru­py Catatonia (może ktoś pamię­ta taki hit „Moulder And Scully”). Wiarygodnie i nie­na­chal­nie. Perkusista mimo­cho­dem gra to Mogwaiem, to Smashing Pumpkins. Piosenki też są, i to bar­dzo dobre – „Ghost On Your Road” i „Moira’s Hero” to hajlajty.

(recen­zja pocho­dzi z ser­wi­su Polskiego Radia)

myspa­ce

Podobne wpisy

Leave a Reply