Dużą płytę Leonoffa „Fotoplastikon” (ma być w czerwcu) poprzedza epka z podtytułem „Funky & Folk Orchestra”, która zdradza aż 19 minut z materiału. Są to prawdopodobnie tzw. najlepsze momenty na płycie. Mój Boże, już się boję tego, co będzie na pełnym wymiarze.
Kolejny atak Igora Spolski (Spolskiego?), człowieka, który żyje i imprezuje w Warszawie, i od jakiegoś czasu opisuje te nietypowe zajęcia w piosenkach. Wszystko byłoby super, gdyby pisał dobre teksty bądź ciekawe melodie, a najlepiej obie te rzeczy równocześnie. Niestety. Leonoff nuży tak samo jak Płyny, inny uchodzący za przebojowy, cieszący się nie tylko lokalną estymą „warszawski” band Spolskiego. Tu osiemnastu muzyków, dziewiętnaście minut, a przebojów – no proszę zgadnąć ile. Najlepszy, choć przydługi, jest „Papieros z widokiem na morze”. Takie popłuczyny po Kobietach, śpiewa dziewczyna, Spolski nie otwiera paszczy, czego chcieć więcej...
Folk i funky w nazwie, trochę w muzyce. Zagrane poprawnie, ale tzw. dupy nie urywa, bo współczynnik świeżości nikły. Prawdziwy splendor Spolskiemu miały zapewnić chyba teksty, te parę nazw ulic i miejsc, które powinny sprawić, że utwory w rodzaju okropnego „Jestem dobry” o klubach na Dobrej staną się – przepraszam, to brzmi śmiesznie, jeszcze zanim zostanie napisane – hymnami alternatywnej stolicy. Cóż, przypuszczam, że wątpię. „A w ślepym słońcu, co wyciągnęło ramiona / topią się skrzydła tych, co poznali się wczoraj” śpiewa Spolski w utworze „Sobota nie dzieli nas” (rozumiem, że słowo „niedziela” w piśmie może spowodować lawinę pomysłów, ale co dalej?). Zdania, co poetyckie są, śpiewa Igor, co jest dobry. Tę płytę rekomenduje biuro promocji Warszawy. I jest to jakaś rekomendacja.
Okładka tu prezentowana obrazuje nadciągającą dużą płytę zespołu.