Lista tych spośród przeczytanych w roku 2019 książek, które zostaną ze mną na dłużej. Trzy powieści, dwa razy eseje, dziennik, autobiografia-reportaż i wiersze (piosenki).
W 2019 roku praca sprawiła, że czytałem więcej i mniej. Więcej służbowo, i tu nie było przebierania. Mniej też z powodów zawodowych – każdego dnia, po iluś tam godzinach przebijania się przez różne książki lub teksty mające się nimi stać, miałem mniej ochoty na czytanie w czasie wolnym i mniejszą wyporność. Zwyczajnie przyjemność zblakła. Ale trochę przeczytałem dla siebie i mam takie, z których byłem bardzo zadowolony i je zapamiętam. Kolejność przypadkowa.
Serhij Żadan – Internat (Czarne)
To czytałem jeszcze zimą i wstrząsnęło mną, jak jakieś dreszcze. Rozpisywałem się już o „Internacie”, każdy chyba znajduje w tej książce coś trochę innego, ja znalazłem bliskość wojny i coś, co stało się z ludźmi. Ludzie coraz częściej przypominają wygłodniałe, pozbawione uczuć psy, które polują gromadnie na słabsze stworzenia. Z drugiej strony kawałek dobra można znaleźć nawet w każdym żołnierzu, „wrogu”, obcym. Ludzkim pierwiastkiem może być pragnienie ucieczki albo delikatna, prywatna opowieść, podzielenie się swoim życiem. A poza tym ta książka daje świadomość, jak blisko granicy żyjemy, jak łatwo i niepostrzeżenie świat wokół może się zmienić – i po chwili już nie będzie ani czasu, ani okazji do wyrażenia swojego zdania. Tu, u siebie.
Tadeusz Sobolewski – Dziennik. Jeszcze jedno zdanie (W.A.B.)
Ta książka jest wyborem notatek z dwóch okresów i w naturalny sposób można ją podzielić na relację z dusznego PRL‑u tęskniącego za wolnością oraz ze świeżej, bardzo niedoskonałej III RP tęskniącej za tym, co zamknęło się razem z PRL-em i już nigdy nie wróci. Jakoś w połowie jest notatka z rozmowy z Wojciechem Marczewskim (z pamięci: potęgę równą PZPR w nowej Polsce jest w stanie uzyskać wyłącznie kościół, „Solidarność” jest na to za słaba, mówi w 88 czy na początku 89 autor „Ucieczki z kina Wolność”). Druga wartość „Dziennika” to zmagania z życiem rodzinnym, sporo pisania o Justynie, wiadomo której, o Celi, o problemach zdrowotnych żony. Najbardziej jednak wciągnęła mnie trzecia warstwa, ta, w której mój kolega Tadeusz pisze o pisaniu, o krytyce, o wenie, o oryginalności, samorozwoju, śmiałości, zaufaniu do siebie. Obowiązkowa książka dla wszystkich, którzy piszą, a miewają wątpliwości.
Radek Rak – Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli (Powergraph)
To nie jest pierwsza książka Radka Raka, ale pierwsza, która odbiła się sporym echem, choć moim zdaniem i tak zasługuje na większy rozgłos. Pierwsza, którą czytałem. Wcześniejsze, jeśli dobrze rozumiem, bliższe były fantastyce – tak się o Raku pisze, autor fantastyki, weterynarz. „Baśń o wężowym sercu” to duży literacki projekt wiążący historię, folklor i mit z tym, co jest sercem Polski: odwiecznym konfliktem wsi z dworem (bo nie chodzi tu o miasto). Myślę, że Rak jest facetem z tego rozdania co Orbitowski i Żulczyk, Twardoch. Znajomy, jałowy świat – krzesło, drzewo, rzeka, las – nagina się pod naporem wierzeń, piosenek, „naturalnego porządku rzeczy”. Są przejścia między „zwykłym” światem a baśnią, a skoro tak, to podobne przejście musi być również między „historią”, ustaleniami naukowców a ludową legendą. U Raka znalazłem tylko jeden deficyt: za mało kobiet w ważnych rolach. Siłę kierowania wydarzeniami ma właściwie jedna, pozostałe to dekoracje.
Łukasz Orbitowski – Kult (Świat Książki)
Fantastyczna książka. Jest ogromna, długa, ale angażuje tak, że czyta się ją błyskiem. Autor bierze na warsztat prawdziwe wydarzenia i przenosi je do własnej wyobraźni, gdzie pozwala im się rozgrywać w nieco inny sposób. Niemniej Oławę przełomu lat 80. i 90. odtwarza bardzo pieczołowicie, podobnie jak społeczne nastroje tamtego czasu: nieludzkie zmęczenie, wymięcie, brak nadziei, liczenie tylko na cud. No i tajniki klasycznego, staromodnego fryzjerstwa. Obok małego życia głównego narratora toczy się los jego brata, spokojnego, milczącego człowieka, który bierze na siebie brzemię bycia posłańcem Matki Boskiej. Ta książka moim zdaniem niejako wynikła z „Innej duszy” pisanej w serii inspirowanej prawdziwymi zbrodniami, ale jest od niej znacznie lepsza. Wielki Orbitowski – wspaniały język, misterna konstrukcja, wprawne regulowanie tempa.
Wojciech Nowicki – Cieśniny (Czarne)
Opowieść o podróży, ale przede wszystkim o cierpieniu, wstydzie, niepokojących zachowaniach, które nazwane w XIX chorobami, dziś już chorobami nie są. Długim, kunsztownym zdaniom nie ma w „Cieśninach” końca, myśl Nowickiego meandruje po miejscach, poczuciach, światłach, a tekst dzielnie za nią nadąża. Gęsta eseistyczna maź tej książki (którą Paulina Małochleb nazwała w „Polityce” powieścią, hmm, pozwólcie mi to ocenić na niwie prywatnej) jest istnym balsamem na pośpiech naszej epoki. Czuwanie, gorączka, niechciane rozmowy, erudycyjne opowieści, w których na jeden sznurek autor nawleka historyjki z różnych epok i zakątków świata, a wszystko to podmywane brudną, złą wodą płynącą w podziemnych arteriach miast i przyzywającą najwrażliwsze osoby. Plus Mickiewicz Adam.
Rafał Księżyk – Wywracanie kultury. O dandysach, hipsterach i mutantach (Czarne/Dwutygodnik)
To książka jeszcze z końca 2018 roku, ale tak gęsta, że doczytałem ją właściwie rzutem na taśmę, na wakacjach, przed wrześniowym spotkaniem z autorem (który zresztą stwierdził, że to wydawnictwo zagęściło mu akapity i tekst; chętnie dołożyłby parę rozdziałów, ale bał się, że już i tak mu wyszła cegła; wydruk okazał się jednak całkiem poręczny, choć zbity). Pozycja inspirująca do poszukiwań nie tylko muzycznych i literackich, ale po prostu duchowych. Do obracania rzeczy na lewą stronę, oglądania z nowych perspektyw i niezatrzymywania się na pierwszych intuicjach. Przeczytałbym chętnie większą eseistyczną rzecz dotyczącą tylko afrykańskich wątków, które pasjonują Księżyka.
Maciej Zaremba Bielawski – Dom z dwiema wieżami (Karakter)
Zaległość i książka, która miała problemy z rocznymi podsumowaniami, bo ukazała się w końcówce 2018 roku. Styl Zaremby nie ma już chyba przed czytelnikami tajemnic, ale w tej książce jest trochę inaczej – ma ona elementy reporterskie, ma wątki osobiste, bardzo delikatne. Na początku jest pamięć, dzieciństwo Zaremby w szpitalu psychiatrycznym prowadzonym przez ojca, później próba zrozumienia rodzinnej historii. Ojciec polski szlachcic, matka, polskojęzyczna Żydówka, 30 lat od niego młodsza; on w czasie wojny zamknięty w luksusowym obozie dla oficerów, ona walcząca o przeżycie z dnia na dzień. Podczas gdy przed wojną on był prawdziwym odnowicielem psychiatrii, jej ojca, sędziego, prześladował polski antysemita, prokurator. Dużo w tej idealnej II RP antysemityzmu, takiego, jaki wyobrażaliśmy sobie tylko w III Rzeszy, z zakazami podejmowania studiów, zakazami pracy. Trochę jak w niemal każdej z książek tu wymienionych Bielawski zastanawia się, on teraz i on dziecko: Dlaczego taki jestem? Skąd te odruchy? Co mi się przydarzyło?
Patti Smith – Nie gódź się (Biuro Literackie)
To podsumowanie wygląda mi na efekt rocznego czytania książek napisanych przez mężczyzn. Na szczęście w literaturze kobiet jest niemało i w 2020 bez trudu nadrobię tego rodzaju zaległości. Ale znalazłem też na liście zeszłorocznych lektur książkę, którą trzymam na podręcznej półce, bo jest kawałem pięknie wydanego tomu, jest też mądra, a jej budowa sprzyja sięganiu od czasu do czasu. To wiersze/teksty piosenek Patti Smith w przekładzie Filipa Łobodzińskiego. Nie czyta się tego na raz, nie czyta się tego jeden raz w życiu, często wertuje się to razem ze słuchaniem – cenna rzecz. Trzeba mieć autorytety.