Na płycie „Universal Themes” Mark Kozelek, czyli Sun Kil Moon (nazwisko ulubionego boksera), śpiewał o Justinie Broadricku znanym jako Jesu. Teraz zagrali razem.
Akustyczny świat Kozeleka wzbogacił się o potężne gitary Broadricka, prosto z grunge’u i metalu lat 90., ale nie tylko – np. „Exodus” jest oparty na partii fortepianu i elektronicznej perkusji, a chórek śpiewają artyści z Low i Rachel Goswell ze Slowdive.
Kozelek to mistrz emocjonalnego słowotoku, rzadko zamyka buzię. Ktoś zauważył, że po wysłuchaniu jego płyty czuje się głównie wyczerpanie. Ostatnio Amerykanin niebezpiecznie zbliżył się tekstami do czasem zawstydzającej kroniki a la Knausgard. Tym razem milknie dopiero po 80 minutach, a granicę obciachu przekracza, czytając pełne zachwytu listy fanów.
Reszta płyty i słów wypada lepiej. Kozelek jest... czuły. Kilka razy wspomina o tym, że wszystko jest na swoim miejscu. „What does rekindle mean”, powtarza ze 30 razy w „Good Morning My Love”, w „Beautiful You” dokazuje przed dziewczyną w chłodnym oceanie. Dziś 48-letni artysta rozmyśla o ojcostwie w „Father’s Day”, a w „Exodus” stara się wesprzeć rodziców, którzy stracili dzieci – wspomina o Nicku Cavie, Mike’u Tysonie i... Danielle Steele. To najlepsze momenty albumu zakochanego człowieka.
Za trzy miesiące Kozelek wyda płytę z coverami. Jego wersja „Win” Bowiego zaśpiewana z Mikiem Pattonem zaostrzyła apetyt.
Tekst ukazał się 5/2/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji