Menu Zamknij

Catz ‘n Dogz – Basic Colour Theory

Nienachalna i przy­jem­na pły­ta. Nie ma na niej 100 proc. house­’u, cze­go moż­na było się spo­dzie­wać po Catz ‘n Dogz. Grzegorz Demiańczuk i Wojciech Tarańczuk nad trze­cią pły­tą pra­co­wa­li pół­to­ra roku – a wyda­ją ją w wytwór­ni Pets Recordings, któ­rą pro­wa­dzą od pię­ciu lat.

catzn-cdNaszą misją było uży­cie całe­go doświad­cze­nia oraz wyko­rzy­sta­nie wszyst­kich inspi­ra­cji, któ­re zdo­by­li­śmy przez ponad dzie­sięć lat współ­pra­cy. Chcieliśmy, aby [album] two­rzył całość i nawią­zy­wał do naszych począt­ków” – mówi Demiańczuk. Ci wywo­dzą­cy się ze Szczecina muzy­cy i pro­du­cen­ci gra­li chy­ba na całym świe­cie. Są gorą­co przyj­mo­wa­ni w Berlinie, Londynie, na Ibizie, a pre­mie­rę niniej­sze­go albu­mu urzą­dzi­li w Barcelonie.

Zaczynali od tech­no, potem wsią­kli w house. Prosty rytm, linie basu, któ­re rzą­dzą rucha­mi cia­ła, syn­te­za­to­ry i wokal. Te ele­men­ty pięk­nie współ­gra­ją w „Nobody Cares”: „Nobody cares the­se days and it’s a damn sha­me”, mówi cie­płym tonem kobie­cy głos, prze­no­sząc słu­cha­czy wprost w lata 90. Nawet śmiech woka­list­ki (artyst­ki wideo Steel5000) pod koniec utwo­ru koja­rzy się z kla­sy­kiem „Frank Sinatra” Miss Kittin i Hackera, ale „Nobody Cares” jest znacz­nie delikatniejsze.

Logiką „Basic Colour Theory” są pio­sen­ki. To zaska­ku­ją­ce, bo w muzy­ce elek­tro­nicz­nej czę­sto sta­wia się na dłuż­sze, trans­owe utwo­ry – zmu­sza do tego for­ma winy­lo­wej epki. Tymczasem Catz ‘n Dogz z pomo­cą sta­ran­nie dobra­nych woka­li­stów stwo­rzy­li rodzaj skła­dan­ki. Co utwór, to sin­giel. Udzielają się reg­ga­e’o­wy Macka B, soulo­wy śpie­wak Jono McCleery z wytwór­ni Ninja Tune, Phat Kat z Detroit czy szwedz­cy indie­po­pow­cy Peter, Bjorn And John (podob­ne do pro­duk­cji Kamp! „From Your Heart”).

Płytę zapo­wia­da­ło zaś sta­ro­mod­ne, fun­ko­we „Czas pocze­ka (chy­ba)” z kwar­te­tem smycz­ko­wym Jana Stokłosy. Atrakcją roz­sze­rzo­nej wer­sji jest rów­nież nagra­ny z kwar­te­tem „Cravings” z udzia­łem Natalii Przybysz. Ta róż­no­rod­ność świet­nie robi albu­mo­wi. Stawiam na mniej house­’o­we nagra­nia, jak sto­no­wa­ne „Coming Back” z Javeonem, ale mam tu takich peł­no, więc nie ma co narzekać.

Tekst uka­zał się 14/10/15 w Wyborcza.pl/kultura – tam­że wię­cej recenzji

Podobne wpisy

Leave a Reply