Buldog wyłonił się kilka lat temu z Kultu i jego dzisiejszy skład w połowie stanowią kultowcy. Muzycznie dowodzi basista Piotr Wieteska, menedżer Kultu i jego współzałożyciel. Na pierwszej płycie Buldoga (ta jest trzecia) śpiewał Kazik, po nim przyszła epoka znanego z Akurat Tomasza Kłaptocza.
Wcześniej stawiał na wiersze, zwłaszcza Juliana Tuwima, ale na „Laudatores...” rozszerzył repertuar, wybrał teksty także innych autorów, m.in. Gajcego, Woroszylskiego, Osieckiej. Sam też napisał kilka (i to bardzo dobrych, jak „Miłość, kości i skóra”), a wszystkie – autorskie i pożyczone – mają dość przykrą tematykę: strach, ból, podłość, męka, śmierć. Przekonujące.
Brzmienie zespołu niepokojąco przypomina Kult i nawet Kłaptocz momentami kojarzy się z Kazikiem sprzed kilkunastu lat. Dopiero gdy śpiewa wysoko, różnica jest wyrazista. Natomiast muzycy, w tym sprawdzona sekcja dęta, wiedzą, po co tu są, i grają niczym młodszy Kult. Dużo świeżości tej muzyce dodaje zarówno pulsujący, dominujący bas Wieteski, jak i skrecze DJ George’a. Wszystko to patenty sprawdzone (nawet w tej konfiguracji), ale słuchanie nowego Buldoga daje przyjemność. Gdyby jeszcze płyta nie była tak okropnie długa.
Tekst ukazał się 22/12/11 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji