Prawie dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci Davida Bowiego nową płytę wydał jego przyjaciel – muzyk i producent Brian Eno. Anglik wrócił właśnie do wielkiej formy albumem „Reflection”. Odpowiednia aplikacja może sprawić, że ta muzyka do przemyśleń będzie grać bez końca.
Rok temu Brian Eno wzruszony żegnał zmarłego Davida Bowiego. Zwierzał się, że do końca byli w kontakcie, ale nie zdążyli raz jeszcze wejść do tej samej muzycznej rzeki. Eno grał na płytach Bowiego, pracował nad ich brzmieniem – pod koniec lat 70. był klawiszowcem na „trylogii berlińskiej”, w połowie lat 90. współprodukował „1. Outside”. Bowie zmarł 10 stycznia 2016, a Eno do rzeki wspomnień wszedł sam, nagrywając „Reflection”.
W intencji autora jest to płyta do prowadzenia monologu wewnętrznego, snucia wspomnień, sięgania myślą w przeszłość. Z tego, co Eno zaobserwował przed premierą – nadaje się również do dialogu. Różni znajomi twierdzili, że świetnie się rozmawia, gdy w tle leci „Reflection”.
Z punktu widzenia słuchacza to 54 minuty ambientu, wymyślonej i nazwanej przez Eno jeszcze w latach 70. delikatnej, nieinwazyjnej muzyki tła. On sam nazywał swoje płyty w tym stylu „Muzyka na lotniska” czy „Puste krajobrazy”. Pierwszą było „Discreet Music” z 1975 roku.
68-letni Eno, były klawiszowiec Roxy Music, z glamrockowca szybko wyrósł na kompozytora i producenta pełną gębą. Współpracował z U2 czy Coldplay. W zeszłym roku wydał płytę „The Ship”, na której ambientowe brzmienia połączył ze swoim piosenkopisarstwem. Próbował tego już wcześniej, choćby na „Another Green World”, tym razem wyszło bardzo przeciętnie.
Wydane 1 stycznia „Reflection” jest znacznie ciekawsze. Ambient Eno jak to ambient Eno, kojący, oparty na łagodnej barwie klawiszy czy ksylofonu, brzmi bardzo harmonijnie i rzeczywiście odświeża mózg. Producent modyfikował dawane programowi komputerowemu zadania typu „zmienić wysokość dźwięku o X w przypadku Y nut w utworze”, aż osiągnął satysfakcjonujący efekt. Podobnie jak Eno, wynik uznaję za bardzo dobry, podobają mi się też nieliczne momenty, gdy artysta na krótko wprowadza bardziej przenikliwy, głośny dźwięk, by zaraz go wycofać. Ambient to środowisko naturalne Eno.
Zaciekawiło mnie co innego. Również 1 stycznia Eno opublikował intrygujący wpis na Facebooku. Tłumaczy w nim, że większość jego przyjaciół zgadza się z tym, że fatalny 2016 rok zapowiada długi zjazd „w coś, czego nawet nie chcemy sobie wyobrażać”. Eno uważa, że to raczej ostatnie podrygi długiego zjazdu, którego początek widzi 40 lat temu. W buncie wyborców dostrzega oznaki przebudzenia, które aby dało owoce, wymaga zaangażowania, przemyślanego działania politycznego i socjalnego. Od płacenia portalom prezentującym nieestablishmentowy punkt widzenia po przejęcie inicjatywy w edukacji. Optymista Eno kończy: „Tyle jest do zrobienia, jest tyle możliwości”.
Czy rok 2017 będzie tak dobry, jak chce tego muzyk – okaże się. Jednak na czas odtworzenia „Reflection” warto porzucić ironię i złość, sprawdzić, czym wypełni nas ta muzyka. Na tę perspektywę naprowadził mnie David Bowie, którego wydawca opublikował właśnie wideoklip do utworu „No Plan”. Bowie śpiewa, że niczego nie żałuje, że się poddaje. Dzisiaj możemy poddać się Brianowi Eno, a nuż wyniknie z tego coś dobrego. Entuzjaści „Reflection” powinni zaopatrzyć się w Apple TV bądź inne urządzenie oparte na systemie iOS – odpowiednia aplikacja sprawi, że wciąż zmieniająca się muzyka z tego albumu będzie grać bez końca.
Tekst ukazał się 31/1/17 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji