Flower punk Black Lips to hołd dla amerykańskiej muzyki i zarazem kpina z niej. Produkuje Mark Ronson. Black Lips są drapieżni jak Stooges, melodyjni jak The Beatles w „Back In The USSR”, ale czegoś tu brakuje.
Co chwila sygnalizują konieczność udania się nad ocean i surfowania z dziewczynami („Go Out And Get It”), co potwierdza, że ekipie z miasta Coca-Coli chodzi raczej o zabawę. Na koncertach wymiotują, prezentują gołe tyłki, fajerwerki, płonące gitary. Stare to i żenujące... Ale kluczem jest nawiązanie do muzyki o dobrą dekadę starszej od punk rocka – do szalonego rock’n’rolla z rozbijaniem sprzętu na scenie, z piskiem dziewcząt w tle, do tej pierwotnej energii, za którą co parę lat tęsknią zespoły (i słuchacze!) na całym świecie.
Tekst ukazał się 16/6/11 w „Dużym Formacie”